Skąd się wzięła Mania w moim życiu (tekst...
Było mi nijak. Odczuwałam bezsensowną pustkę. Nie działo się w moim życiu nic porywającego, nic budzącego emocje, nic poruszającego serce. Modliłam się o ożywienie w moim życiu, o cokolwiek, co spowoduje, że do mojego życia powróci radość.
Mama była w szpitalu. Jeździłam do niej codziennie. Pewnego dnia zaczęła opowiadać o jakiejś pacjentce, która zachwalała psa swojej córki. Była to cudowna suczka rasy Yorkshire Terrier. Pani bardzo polecała pieski tej rasy ze szczególnym podkreśleniem płci – tylko suczki są tak kochane i przywiązane do właścicieli. Dodatkową zaletą tych piesków jest ich uroda – są śliczne. Mama złapała bakcyla. Zdradziła mi, gdzie trzyma pieniądze i poprosiła, żebym kupiła takiego pieska.
Zaczęłam poszukiwania przez Internet. Znalazłam. Zadzwoniłam, zamówiłam suczkę, pojechałam. W niewielkim domku na warszawskim Targówku zastałam właścicielkę oraz suczkę matkę i dwa malutkie szczeniaczki – suczki, z których jedna według właścicielki była żywsza od drugiej. Poprosiłam tę żywszą. Zabrałam malucha do domu. Pokochałam ją od razu. Jej pozytywnego wpływu na moje życie nie da się przecenić – okazała się najlepszym antydepresantem, przyjacielem i pocieszycielką najpierw dla mamy po śmierci ojca, potem dla mnie po śmierci mamy. Jest ze mną już 7 lat i nie wyobrażam sobie życia bez niej.